Gorące "pięć minut" ciecierzycy trwa! Wielu się nią zachwyca, lubię i ja. A odkąd mogę ją dostać w sklepie, w którym najczęściej robię zakupy, to gości u nas często. Najczęściej zajadam w formie hummusu, ale ostatnio natknęłam się na dyskusję, dotyczącą cukierków z ciecierzycy. Dla mnie pomysł ryzykowny, bo dotąd kojarzyła mi się z daniami dość pikantnymi :) Pomyślałam jednak, że zrobię z małej porcji, najwyżej jakieś zwierzę podwórkowe po mnie doje...
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Z jeszcze ciepłą ciecierzycą. I wiecie co? Na świeżo smakowało bardzo "ciecierzycowo"! Główna bohaterka była bardzo wyczuwalna i to w taki sposób, który mi przeszkadzał. Dałam pralinkom jednak szansę i schowałam do lodówki. Może noc je zmieni? W nocy jest zawsze dzieje się coś tajemniczego, prawda?
I co? Bingo! Schłodzone, z dokładnie "przegryzionymi" składnikami... Szok! Smakowały obłędnie i trudno byłoby się domyślić, że bazą tych słodkości jest właśnie ciecierzyca! Będę teraz testować różne dodatki, bo do wersji pierwszej dałam to, co akurat miałam w domu.
Co to było?