„Zamień chemię na jedzenie” oraz „Zamień chemię na jedzenia. Nowe przepisy”
obie autorstwa Julity Bator
Książkowy hit. Każdy z nas o niej słyszał lub widział „okładkę z dynią” przynajmniej raz. Zazwyczaj unikam tego, co popularne, ale... Jako osoba z nadmiarem kilogramów i niezbyt dobrymi wynikam krwi (związanymi z tymi właśnie kilogramami), postanowiłam coś ze sobą zrobić. Nie, książka nie stała się moim lekarzem, bo pracuję z zaufanym dietetykiem od kilku tygodni i nie zamienię fachowca na książkę... I tu nieoczekiwanie pojawia się kolejne „ale”! (zaskoczeni?!) :D Postanowiłam kupić sobie obie książki, by uzupełnić wiedzę, poznać nowe przepisy na zdrowe dania i sprawdzić, czy tezy głoszone przez autorkę zgodne są z zasadami, które wpaja mi dietetyk.
I co?
Zacznę od pierwszej książki, czyli
„Zamień chemię na jedzenie”.
Po przeczytanie wstępu stwierdziłam, że to książka totalnie nie dla mnie. Nie jestem matką chorowitych dzieci (chociaż sama jestem chorowita, więc może jednak dla mnie?), nie znam problemów, o których pisze autorka, ale skoro zaczęłam czytać, to skończę. Trudno. Przemęczę się i przebrnę przez utyskiwania Matki Polki. Jakież było moje zdziwienie po skończonej lekturze...
Jeśli jesteś leniuchem i nie chcesz czytać dalej, to od razu Ci powiem, że książka warta jest wydania na nią kilku złotych! (jeśli poszukasz, znajdziesz kupony rabatowe lub trafisz na promocję w wydawnictwie, to możesz upolować ją i za ok. 23 zł – tak było w moim przypadku!)
Nie będę się rozwodzić, spiszę Wam tu tylko moje uwagi, które poczyniłam ołówkiem na marginesie w czasie czytania :D
Oto kilka powodów, dla których warto mieć tę książkę w swojej biblioteczce (a nawet nieustająco pod ręką!):
- w trakcie lektury okazało się, że wiele rzeczy wiem, ale pobieżnie. Wiedziałam, że coś jest szkodliwe, ale nie wiedziałam dlaczego i gdzie tego pełno :) Autorka wykazuje się ogromną rzetelnością informacji – znajdziemy źródła niemal do każdej informacji, co niezwykle podnosi wiarygodność każdej tezy. Książka ta porządkuje i skrupulatnie uzupełnia naszą wiedzę!
- książka ma bardzo czytelny układ – rozdziały są mądrze podzielone, łatwo się po niej poruszać, by odnaleźć konkretne informacje (które np. uleciały nam z czasem z głowy!)
- oznakowania produktów z uwzględnieniem ich szkodliwości są jasne, czytelne i bez problemu połapiemy się w czasie lektury, co nam szkodzi bardzo, a co ewentualnie zniesie nasz organizm :D
- mimo iż książka prawi o rzeczach poważnych, to napisana jest w sposób lekki, zabawny, zrozumiały dla każdego – to wielki plus, że nie muszę co i rusz sięgać po encyklopedię albo słownik języka polskiego ;)
- „złote rady” naprawdę są złote! Niektóre są banalne, ale wpaść na nie samemu może być trudno!
- książka zawiera masę przepisów na zamienniki niezdrowych produktów – przepisów znajdziecie w tym poradniku aż 83!
- autorka obala wiele mitów, które krążą jeszcze pośród wielu z nas – np. o jajkach, mleku czy... przetworach domowych!
- kalendarz sezonowości warzyw i owoców – skserowany wisi u mnie na lodówce :D
Okazało się, że pani Julita nie jest nawiedzoną eko-mamą (które doprowadzają mnie do szału!). Jest zrównoważoną i rozsądną kobietą, która chce nauczyć nie tylko swoją rodzinę, ale i nas tego, co najważniejsze – czyli dbania o własne zdrowie! Urzeka mnie brak radykalizmu u autorki, która wie, że człowiek nie uniknie w życiu zjedzenia chipsów czy wypicia słodzonego soku, zwłaszcza jeśli są to dzieci.
Teraz chodzę po sklepie godzinę, bo z czystej ciekawości sprawdzam, co jest w składzie produktów, które chcę kupić. I przyznaję racje autorce, która twierdzi, że trudno jest znaleźć w sklepowych lodówkach prawdziwy naturalny jogurt albo żółty ser :)
Uważam, że książka „Zamień chemię na jedzenie” to „must have”! Nie tylko dla dzieciatych czy chorowitych, ale głównie dla tych, którzy chcą coś zmienić, a nie wiedzą jak zacząć!
Zgoła inny stosunek mam do drugiego książkowego dziecka pani Julity.
„Zamień chemię na jedzenie. Nowe przepisy”
Nie czuję tej książki. I nieco żałuję wydanych nań pieniędzy (tę upolowałam za 26 zł). Mam wrażenie, że książka ta powstała dla zrobienia kasy po ogromnym sukcesie pierwszej. Jest i tu jednak pewno „ale” :) Wszystko, co o niej napiszę, będzie napisane z punktu widzenia osoby, która porusza się po tematach kuchennych dość swobodnie, ma czas na gotowanie, wymyślanie dań, pewną wiedzę kulinarną też posiada.
Właściwie przepis na każde (no, prawie!) danie można przekształcić na zdrową modłę. W wielu wystarczy dopisać, że jajko ma być ekologiczne, a suszona śliwka bez siarki, by powstał przepis na nieszkodliwe danie. Mam wrażenie, że wiele przepisów w tej książce stworzono w ten właśnie sposób. Dla mnie nie jest ona zbyt przydatna. I tu pojawi się „ale”... :D Jeśli jednak książka trafi do osoby, która nie zajmuje się tematami kulinarnymi lub nie ma czasu na wymyślanie zdrowych zamienników i przygotowywanie dań, do młodych osób (zwłaszcza młodych mam), które nie mają doświadczenia w kuchni, to wtedy można znaleźć tam masę inspiracji.
Żeby nie było, że taka jestem mądra i niczego się nie dowiedziałam z tej książki, to przyznam się, że rozdział o słodyczach wielbię :D Książka jest ładna, rodzinne zdjęcia urocze, ale dla mnie to jednak za mało!
O ile pierwszą książkę polecam szczerze każdemu, to zakup drugiej zostawiam do waszego wyboru w zależności od kuchennej wiedzy :)
A Wy macie te książki? Znacie? Jakie jest wasze zdanie?
Zapraszam do dyskusji :)
Miłego dnia!
O.
Zapraszam Początkująca Pani Domu na Facebook'u :)
A jednak nie wszyscy znają i widzieli. Ale już nadrobiłam. :) Szczerze mówiąc nie do końca do mnie przemawiają te propozycje... Ale Tobie polecę Allen Carr "Prosta metoda jak skutecznie pozbyć się zbędnych kilogramów" - książka przekonuje o tym, że nasz organizm jest zmyślą maszyną, która jeślli tylko jej nie przeszkadzamy doskonale poradzi sobie ze wszystkim. Porównuje jedzenie "śmieciówki" do wlewania ropy do auta na benzynę, czy też wlewanie do baku kiedy on jest całkowicie pełny - to w nawiązaniu do przejadania się. Ale i ta książka ma swoje minusy - w pewnym momencie autor przekonuje, żeby nie jeść mięsa, choć nie naciska to nie spodobało mi się to.
OdpowiedzUsuńW sumie racja, chociaż może autor miał na myśli, że można obejść się bez mięsa, pozyskując zamienne a równie cenne substancje z roślin? Ja obecnie staram się zmieniać moją kuchnię na bardziej bilansowaną jeśli chodzi o kalorie w przeciągu dnia. Szukam takich produktów nie wychodząc z domu czytaj o tym na apce moja gazetka:)
UsuńBardzo przydatna recenzja. Zastanawiałam się czy nie kupić od razu obu (żeby oszczędzić na przesyłce :P), ale najpierw obejrzę ją sobie na żywo w jakiejś księgarni. A pierwszą część zamówię chyba jeszcze dziś, bo bardzo bardzo chce ją teraz przeczytać :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłam pomóc! :) Daj koniecznie znać po lekturze, jakie są twoje odczucia! :)
UsuńJa znam i korzystam na co dzień z tych przepisów. Wiele udało mi się wyeliminować rzeczy z diety, z niektórymi walczę co nieco;p ale teraz spróbuję też przygotować takie mega zdrowe święta, i to też z pomocą Bator. Bo nie wiem czy wiecie, jest jej nowa książka Święta bez chemii:)
OdpowiedzUsuńJulita Bator przy okazji swoich poprzednich książek skutecznie przekonała mnie że na co dzień niepotrzebnie faszerujemy się kilogramami chemicznych dodatków, które wcale nie polepszają smaku tylko oszukują nas że coś powinno smakować tak a nie inaczej. W istocie jesteśmy w stanie gotować bez chemii i da nam to nie tylko zdrowie ale też smak.Tak jak w przypadku Julity Bator tak samo u mnie, odkąd zaczęłam stosować się do jej rad, moje dzieci przestały chorować co tydzień a ja nie tylko jestem spokojniejsza o ich zdrowie ale też o ich przyszłość. Ogólnie polecam książki Bator, widziałam też w Empiku jakąś nową (Ama o niej wspomina), ale jeszcze nie miałam jej w rękach. Także dzięki za recenzję, dobrze się czytało :)
OdpowiedzUsuń