Gorące "pięć minut" ciecierzycy trwa! Wielu się nią zachwyca, lubię i ja. A odkąd mogę ją dostać w sklepie, w którym najczęściej robię zakupy, to gości u nas często. Najczęściej zajadam w formie hummusu, ale ostatnio natknęłam się na dyskusję, dotyczącą cukierków z ciecierzycy. Dla mnie pomysł ryzykowny, bo dotąd kojarzyła mi się z daniami dość pikantnymi :) Pomyślałam jednak, że zrobię z małej porcji, najwyżej jakieś zwierzę podwórkowe po mnie doje...
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Z jeszcze ciepłą ciecierzycą. I wiecie co? Na świeżo smakowało bardzo "ciecierzycowo"! Główna bohaterka była bardzo wyczuwalna i to w taki sposób, który mi przeszkadzał. Dałam pralinkom jednak szansę i schowałam do lodówki. Może noc je zmieni? W nocy jest zawsze dzieje się coś tajemniczego, prawda?
I co? Bingo! Schłodzone, z dokładnie "przegryzionymi" składnikami... Szok! Smakowały obłędnie i trudno byłoby się domyślić, że bazą tych słodkości jest właśnie ciecierzyca! Będę teraz testować różne dodatki, bo do wersji pierwszej dałam to, co akurat miałam w domu.
Co to było?
Składniki:
- 1,5 szkl. ugotowanej ciecierzycy
- 10 daktyli
- 5 orzechów włoskich
- 1 łyżka płynnego miodu
do obtoczenia: gorzkie kakao i wiórki kokosowe
Wykonanie:
1. Ciecierzycę zalewamy wodą (najlepiej na całą noc!). Rano gotujemy ją około 1 godz 15 minut. Pilnujemy, by woda się nie wygotowała, a garnek nie przypalił - mówię z własnego doświadczenia ;)
2. Daktyle, jeśli kupiliśmy bardzo ususzone (to takie, które mają sztywną skórkę), to też musimy je namoczyć - kilka godzin. Jeśli są dość miękkie, to nie namaczamy - ja zazwyczaj napotykam w sklepie te daktyle.
3. Po ugotowaniu ciecierzycę odsączamy i studzimy.
4. Ciecierzycę miksujemy na jednolitą masę (blenderem, rozdrabniaczem - no jakim sprzętem dysponujecie, takim robicie), daktyle rozdrabniamy - można je drobno posiekać nożem albo wspomóc się rozdrabniaczem. Podobnie czynimy z orzechami (u mnie rozdrobnione prawie w pył!)
.
5. Do miski wkładamy zmiksowaną ciecierzycę, daktyle, orzechy i miód. Dokładnie mieszamy.
6. Z powstałej masy formujemy kulki, które obtaczamy w kakao lub w wiórkach kokosowych.
Ot, cała filozofia :D Tak naprawdę ciecierzyca jest bazą, ale możemy do pralinek dodać WSZYSTKO! I suszone owoce, każdy rodzaj orzechów, kakao do środka, miód można zastąpić innym słodziwem (ostatnio u nas furorę robi syrop daktylowy - jest tak bosko słodki!)... Zawartość zależy od naszej wyobraźni :)
A co najważniejsze - takie słodkości nie zaszkodzą naszej figurze! Bo choć wszystko słodkie, to naturalne. No, chociaż jak zjemy kilogram, to może się gdzieś odłoży :P Oby w cyckach!
Spróbujecie? Dajcie znać, czy Wam posmakowało!
Smacznego,
O.
pyszne, zdrowe, domowe słodkości :)
OdpowiedzUsuńSmaczne :)
OdpowiedzUsuńMniam! Robiłam z twarogu w czwartek, jednak wyszły bardzo miękkie, jak te z ciecierzycy?
OdpowiedzUsuńSą dość miękkie, ale zwarte! robiłam kiedyś z dyni i twarogu, to trudno było im pozostać zwartymi ;) Tym się sztuka ta udaje!
UsuńPodoba mi się ten pomysł na wykorzystanie ciecierzycy :)
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł:)
OdpowiedzUsuńsuper pralinki! świetny pomysł z tą ciecierzycą!
OdpowiedzUsuń