Pisałam już o tym, że pączki zajadam głównie w takie dni jak dziś. Co innego faworki... Te mogę zajadać częściej :D Co roku, kiedy przygotowuję faworki wspominam studenckie czasy. Byłam wtedy specem od chrustu. Na pierwszym roku niestety nie posiadałam wałka, ale z pomocą przyszła 0,7 wódki :P Niestety ciasta butelką(pełną!) ubić nie mogłam, ale w następnym latach było już dobrze wytłuczone. Pewnego razu zerwała mi się rączka od wałka i o mały włos nie pozbawiła płodności biednego studenta. Od tego czasu staram się być bardziej uważna przy przygotowywaniu faworków.
Dziś obyło się bez ofiar w ludziach i sprzęcia.
Składniki:
- 2 szkl. mąki
- 4 żółtka
- szczypta soli
- 1 łyżeczka cukru
- 1 łyżka spirytusu
- 3/4 szkl. gęstej śmietany
- 2 kostki smalcu lub olej
- cukier puder
Wykonanie:
1. Do misku wsypujemy wszystkie składniki i wyrabiamy ciasto na jednolitą masę.
2. Gotowe ciasto z całych sił ubijamy wałkiem :)
3. Ciasto dzielimy na 4 części, każdą wałkujemy. Ciasto kroimy w paski i robimy rozcięcie w środku. Faworki wywijamy :P
4. Tak przygotowane faworki smażymy na rumiano w głębokim tłuszczu.
5. gotowe posypujemy cukrem pudrem.
Mój mąż twierdzi, że to "porcja jednoosobowa", ale uwierzcie mi, starczy dla kilku osób :)
Smacznego,
O.
p.s. od dziś znajdziecie mnie również tu:
Zapraszam!
Ja też uwielbiam faworki :) i zgadzam się z Twoim mężem, że to porcja dla jednej osoby :) są tak pyszne i wciągające, że taka miska to pikuś ;)))) pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń